Muzyka leczy rany.

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 1 cz. 1

W twych oczach można się zgubić, lecz iskierki które w nich mieszkają mogą mnie z wyprowadzić. Czy jednak tego chcę? Może wolę zostać i zatopić się w ich ciepłych barwach, które zaczynają przyjemnie otulać mnie do snu? - z pamiętnika .C. Oldman


Mój wzrok zatrzymał się na kartce która powoli wpadła do kałuży, a atrament rozmazał się do takiego stopnia, że nie można było nic przeczytać.

- O nie… - szepnęłam wyciągając w pośpiechu przemoczony papier jednak ten był tak zniszczony iż jego duł oderwał się w jednej chwili.

- Przepraszam, nie chciałem. – dopiero teraz spojrzałam na chłopaka, którego potrąciłam zachwycając się swoim planem zajęć obecnie zniszczonym do trzeciego stopnia.

- . . .

- Wszystko w porządku? – zapytał się białowłosy podchodząc niepewnie w moją stronę. Ja jednak nadal byłam wpatrzona w jego oczy. No cóż nigdy się z takimi nie spotkałam. Chyba, że nosi soczewki, a takich jest wiele . . .


- Zemną tak, z tym już nie. – powiedziałam tak cicho iż zastanowiłam się czy to usłyszał. 

- Było na tym coś ważnego? - zapytał niepewnie. Przyglądając mi się zmieszanym wzrokiem.

- Mój plan lekcji. - mruknęłam pod nosem cicho niepewna czy to usłyszał. Widocznie to usłyszał ponieważ odetchną głęboko. Po chwili odzyskał jednak rezon.

- A do jakiej klasy chodzisz? Może znam kogoś z tam tond i będziesz mogła od tej osoby przepisać plan? - zapytał. Jego głos był lekko spięty co wydawało mi się lekko zabawne i o dziwo wyglądał nawet zabawnie.

- Do 2a. - jego oczy rozszerzyły się, a na ustach pojawił się delikatny uśmiech.

- Tak więc to ty jesteś tą nową uczennicą o której Peggy nie mogła się nic dowiedzieć? Nie ważne powiedziałaś, że chodzisz do 2a więc możesz przepisać lekcje. - jego głos przybrał lekko rozbawioną barwę, a dotąd spięte ciało rozluźniło się lekko. Spojrzałam na niego niepewnie jednak chyba nie miałam innego wyboru, a przynajmniej żaden nie przychodził mi do głowy. 

- Kto to Peggy? I dlaczego miałabym przepisać plan od ciebie? - zapytałam lekko zdziwiona. Kiedy Nataniel oprowadzał mnie po liceum widocznie nas sobie nie przedstawił. 

- Ponieważ będziemy chodzić do jednej klasy. - zatkało mnie. Zamrugałam zdziwiona. Nagle za chłopakiem pojawiła się białowłosa dziewczyna.

- Hej Eres. Jak widzę już poznałaś Lysa. - uśmiechnęła się w moją stronę. No cóż nie spodziewałam się jej. Jednak po chwili ten słodki uśmiech przerodził się w diabelski.

- Wybacz Lysiu jednak muszę porwać ci tą damę. - powiedziała biorąc mnie za rękę i ciągnąc w przeciwnym kierunku niż zamierzałam iść. Kiedy chłopak znikną mi z oczu Rozalia odwróciła się w moją stronę z tymi dziwnymi iskrami w oczach . . .

- I jak? - zapytała bez zbędnych ceregieli.

- Co "i jak"?

- Jak z Lysandrem? - zapytała lekko zirytowana. No sorry, że nie jestem telepatką!

- Nawet nie wiem o co ci chodzi.

- Nigdy nie widziałam żeby się tak słodko rumienił. - zachichotała jak opętana.

- On się rumienił? (-,-')

- Boże . . . Czy ty kiedykolwiek miałaś chłopaka lub z nimi jakiś kontakt? - zapytała lekko zażenowana. Ja w tym czasie wzięłam wspomnienia wstecz. Dopiero po chwili zorientowałam się jakie do głupie.

- Przecież nikt nie zamkną mnie w pokoju na cztery spusty. - mruknęłam lekko zdenerwowana. Ta tylko potrząsnęła przecząco głową.

- Nie ważne, zapomnij co mówiłam wcześniej. Mam tyle pytań, po pierwsze jak poznałaś Lysa? Migdy z nikim nie gada, a jeżeli tak to krótko i na temat.

- Wpadł na mnie przez co zniszczył mój plan zajęć. - jęknęłam przypominając sobie o tym. Podniosłam rękę w której został jedynie skrawek papieru.

- Oooo . . . To nic przepiszesz ode mnie. To nawet lepiej bo nie będę musiała siłą zaciągnąć cię do mojego domu. - słysząc to przeraziłam się jej i to na serio . . .


♦ ♣ ♦


Wepchnęła mnie do pokoju zatrzaskując za nami drzwi. Pomieszczenie (na dole zdjęcie-aut.) do którego mnie zaprowadziła było wprost zachwycające.

- To . . . nie wiedziałam jeszcze tak pięknego pokoju. - wyjąkałam obracając się dookoła by zobaczyć cały pokój.

- Nie przesadzaj tylko siadaj i opowiadaj. - powiedziała biorąc mnie za rękę i usadowiła na fioletowym fotelu sama usiadła na drugim.

- Ale o czym? - zapytałam niepewnie.

- Jak to o czym? W co zamierzasz iść na bal.

- Na jaki bal?

- Ughhh.... Co roku urządzamy bal na którym obowiązkowe są suknie wieczorowe. - zaszczebiotała radośnie klaszcząc. -Tylko nie mów, że nikt ci nie powiedział. Albo to i lepiej jutro po szkole pójdziemy od razu na zakupy . . . - patrzyłam jaka szczęśliwa była Rozalia mówiąc o swojej wymarzonej sukni. Mnie jednak zaczynały gryźć wyrzuty sumienia . . .


♦ ♣ ♦

Weszłam pod kołdrę rozluźniając się. Ziewnęłam chcąc iść spać, kiedy moja komórka zaczęła niespokojnie wibrować. Niechętnie sięgnęłam po nią po czym otworzyłam wiadomość nie sprawdzając kto mi ją wysłał. Moje serce stanęło na sekundę, a w głowie pojawiła się panika i kompletne przerażenie kiedy przeczytałam jej treść . . .


Pokój Rozali









#848484 


niedziela, 19 stycznia 2014

Prolog

Wzięłam głęboki wdech po czym otworzyłam tylne drzwi mojego domu, by niezauważalnie wymknąć się z niego. I to nie przed rodzicami, którzy teraz pewnie są w Indiach i mają mnie głęboko gdzieś tylko przed reporterami, którzy tylko czają się tak te hieny, żebym zrobiła tylko jeden nieuważny krok, a wszystkie paryskie gazety i magazyny umieściły by mnie na swoich okładkach. Zachichotałam, kiedy zamknęłam za sobą bramkę, po czym szybkim krokiem minęłam ulicę na której mieszkam. Rozglądałam się dookoła siebie nie mogąc nacieszyć oczu widokiem jaki nie otaczał. Zielone drzewa rosnące przy chodniku, albo ptaki które na nich siadały by wydawać piękne koncerty sto razy piękniejsze ode mnie. Czasami szkoda mi było ludzi, którzy nie umieli docenić piękna otaczającego ich świata. Spojrzałam na czarny zegarek który przy obwódce wysadzany był małymi diamencikami mieniącymi się tysiącami kolorów, kiedy padały na nie promienie słońca.
-Siódma dziesięć… - szepnęłam zadowolona. Spojrzałam na park, który prowadził prosto do szkoły, przynajmniej tak mówiła mapa. Pewnie ruszyłam w tamtą stronę idąc wesoło i co jakiś czas sobie podśpiewując jednak tak by nikt mnie nie usłyszał. W parku było niewiele ludzi, a kiedy niektórzy spojrzeli na nią wiedziała była już pewna, że nikt jej nie rozpozna. Z wielkim uśmiechem szłam środkiem drogi, kiedy nagle moją uwagę przykuł chłopak w wiktoriańskim stroju. Muszę się przyznać wiedziałam o tym tylko dlatego, że Bara brałam udział w filmie z tymi strojami. Kiedy różnooki spojrzał na mnie szybko odwróciłam wzrok i ruszyłam przed siebie.
♦ ♦ ♦