Muzyka leczy rany.

niedziela, 19 stycznia 2014

Prolog

Wzięłam głęboki wdech po czym otworzyłam tylne drzwi mojego domu, by niezauważalnie wymknąć się z niego. I to nie przed rodzicami, którzy teraz pewnie są w Indiach i mają mnie głęboko gdzieś tylko przed reporterami, którzy tylko czają się tak te hieny, żebym zrobiła tylko jeden nieuważny krok, a wszystkie paryskie gazety i magazyny umieściły by mnie na swoich okładkach. Zachichotałam, kiedy zamknęłam za sobą bramkę, po czym szybkim krokiem minęłam ulicę na której mieszkam. Rozglądałam się dookoła siebie nie mogąc nacieszyć oczu widokiem jaki nie otaczał. Zielone drzewa rosnące przy chodniku, albo ptaki które na nich siadały by wydawać piękne koncerty sto razy piękniejsze ode mnie. Czasami szkoda mi było ludzi, którzy nie umieli docenić piękna otaczającego ich świata. Spojrzałam na czarny zegarek który przy obwódce wysadzany był małymi diamencikami mieniącymi się tysiącami kolorów, kiedy padały na nie promienie słońca.
-Siódma dziesięć… - szepnęłam zadowolona. Spojrzałam na park, który prowadził prosto do szkoły, przynajmniej tak mówiła mapa. Pewnie ruszyłam w tamtą stronę idąc wesoło i co jakiś czas sobie podśpiewując jednak tak by nikt mnie nie usłyszał. W parku było niewiele ludzi, a kiedy niektórzy spojrzeli na nią wiedziała była już pewna, że nikt jej nie rozpozna. Z wielkim uśmiechem szłam środkiem drogi, kiedy nagle moją uwagę przykuł chłopak w wiktoriańskim stroju. Muszę się przyznać wiedziałam o tym tylko dlatego, że Bara brałam udział w filmie z tymi strojami. Kiedy różnooki spojrzał na mnie szybko odwróciłam wzrok i ruszyłam przed siebie.
♦ ♦ ♦
Szłam korytarzem w kremowym kolorze. Po obu jego stronach widniały szafki w kolorze lawendy. Wszędzie byli uczniowie , którzy patrzyli się na mnie jak na kosmitę, którym pewnie dla nich byłam. Rozglądałam się dookoła szukając pokoju dyrektorki jednak niestety i to przez duże NIESTETY. Nie patrzyłam przed siebie przez co wpadłam na jakiś duży czarny słup z czerwonym czubem.
-Ałaaa… - jęknęłam kiedy moje pośladki zapoznały się z podłogą, a do moich uszu dobiegł ironiczny śmiech. Spojrzałam na górę z rządzą mordu.

-Czyżby mój blask tak cię oślepił? – zapytał opierając się o ścianę i przyglądając mi się z nudzonym spojrzeniem.

-Uważaj ruda małpo żeby ci czasem korona z głowy nie spadła jak będziesz skakał po drzewach. – powiedziałam podnosząc się. Zobaczyłam jak zamrugał oszołomiony. Za jego plecami dostrzegłam żółtą tabliczkę z tak bardzo upragnionym napisem. Minęłam rudzielca po czym zapukałam i weszłam do środka.
-Dzień dobry. - powiedziałam do kobiety, która siedziała za biurkiem wypełniając jakieś dokumenty. Miała siwe włosy upięte starannie w kok oraz różowy strój co nie wróżyło nic dobrego. Pamiętam jak miałam taką jedną prywatna nauczycielkę, która zawsze przychodziła do mnie w uniformie w tym samym co dyrektorka jej placówki. Zawsze zwalała winę na mnie, kiedy nie umiała mi czegoś wyjaśnić co nie był prawdą.

-Witaj. Ty pewnie jesteś Eres Hafgan* - powiedziała kobieta podnosząc się z krzesła i uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Zamrugałam zdziwiona, jednak dopiero po chwili zrozumiałam. Po drugiej stronie biurka siedział chłopak.

-Tak, to ja. - powiedziałam niepewnie, zastanawiając się jak mam się zachować w tej sytuacji. -Nawet nie wiesz jak się cieszę,że wybrałaś właśnie nasze liceum, niestety nie mogę cię po nim oprowadzić jednak pewnie z wielką chęcią zrobi to główny gospodarz, Nataniel. - powiedziała patrząc dziwnie na blondyna. Ten jakby dopiero teraz się ockną i energicznie pokiwał głową.

-Tak Pani dyrektor. – odpowiedział wstając z krzesła, po czym spojrzał niepewnie na starszą panią, która zaczęła grzebać w szufladach swojego biurka by po chwili wyjąć z niego kluczyk wraz z kartką na, której jak podejrzewam był mój plan lekcji.

-To kluczyk do szafki, a tutaj masz plan lekcji, które zaczynasz od jutra. - powiedziała uśmiechając się do mnie. Razem z chłopakiem wyszłam z sali.
-Jestem Nataniel. - przedstawił się blondyn. Miał białą koszulę bez ani jednego zgniecenia, oraz nienagannie zawiązany niebieski krawat. Wyciągną do mnie rękę.

-Eres. – odpowiedziałam ściskając jego dłoń.
♦ ♦ ♦
Wracałam do domu tak samo jap poszłam do liceum czyli przez park. Przed oczami miałam swój WŁASNY PLAN LEKCJI. Na mojej wtórzy widniał wielki uśmiech, kiedy kolejno czytałam swoje jutrzejsze lekcje. Nie mogłam się także doczekać ponownego spotkania z Rozalią którą poznałam na lunchu. Zamyślona wyobrażeniami następnego dnia nie zauważyłam jak wpadam na kogoś po czym drugi raz tego dnia ląduje na ziemi. . .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz